Szlak rowerowy "Do Bieszczadzkiego Worka"

Tajemnica Bieszczadzkiego Worka


Wyprawa do źródeł Sanu


  • 1. Decyzja podjęta, ruszamy godzina 09:30 Polańczyk, jedziemy z żoną Ewą w kierunku Ustrzyk Górnych aby dostać się jak najbliżej "Bieszczadzkiego Worka". Po drodze wypożyczamy 2 rowery (powinny się przydać), które pakujemy do bagażnika. Większość mijanych znaków to znaki ostrzegawcze. Uwaga zwierzyna leśna, uwaga zwierzęta domowe, duże tablice jak uwaga rysie czy w końcu uwaga niedźwiedzie. Raz też było uwaga dzieci.

  • 2. Po drodze zatrzymujemy się u przypadkowo spotkanego strażnika leśnego informując o zamiarze wejścia na teren "worka". Miejscowy patrząc na nas ze zdziwieniem przestrzega o niedźwiedziach, wilkach i informuje nas o zachowaniu w takich sytuacjach. Jadąc dziurawą drogą przez las docieramy do osady Muczne. Dla niewtajemniczonych Muczne to już taki mały polski koniec Polski. Tzn. takie miałem wrażenie na początku tego dnia. Na koniec dnia jednak już miałem inne odczucia, a właściwie dojeżdżając do Mucznego czułem się jakbym dotarł do cywilizacji. No ale po kolei.

  • 3. Dojeżdżamy to Tarnawy Niżnej (według Wikipedi 40 mieszkańców), jadąc przez tą osadę widzimy znaczną ich część, wprawiając lokalnych mieszkańców w dziwne poruszenie. Jedziemy dalej. Droga się mocno zwęża, mosty nad potokami nie mają tu barierek, a każda boczna droga w las jest opatrzona znakiem zakaz ruchu. Za Tarnawą Niżną pozostajemy sami z towarzystwem mocno pagórkowatych wielkich przestrzeni, w tym również tych znajdujących się za malowniczo płynącym tutaj Sanem. Ta jedna z większych rzek Polski jest tu tylko większym potokiem. Jest to jednocześnie granica polsko-ukraińska. Tutaj człowiek czuje, że nagle znalazł się w dzikszej części Europy. Może zresztą i tej piękniejszej?

  • 4. Po 3 km asfalt zaczyna wykazywać tendencję do zanikania. Pojawia się szutrowa droga. Jedziemy teraz w okolice nie istniejącej już obecnie wsi Bukowiec. Teraz nie ma tu nic, no poza niewielkim parkingiem gdzie należy pozostawić samochód. Dalej jechać nie wolno. Jest to około 10 km za Tarnawą Niżną. Po naszej prawej stornie, całe swoje piękno pokazują nam dotąd nieznane z tej strony Połoniny. Wsiadamy na rowery i podążamy bagnistą ścieżką.

  • 5. Wszystko co widzimy po lewej stronie to Ukraina (jadący pociąg, opuszczona cerkiew). Oddziela ją kręto wijący się San. Oczywiście jesteśmy tu sami. Dookoła wypatruję czy gdzieś na horyzoncie nie pojawi się niedźwiedź, jeleń czy też inny ciekawy przedstawiciel dzikiej fauny.

  • 6. Dociera do mnie że to człowiek tutaj jest gościem, a nie na odwrót. Tak sobie myślę - niby mamy tu Polskę a jaki inny świat. Dawno nie czułem takiej dziczy dookoła mnie. 

  • 7. Po 3 km docieramy do cmentarza, po nie istniejącej wsi Beniowa która po roku 1951 została formalnie podzielona między Polskę a Związek Radziecki. Obecnie w ukraińskiej Beniowej znajduje się kilkanaście domów, w których mieszka ok. 60 osób

  • 8. Jedziemy wąską ścieżką po rozległej łące. Ewa chcąc sprawdzić czas dojazdu zauważa że oboje nie mamy zasięgu. U szczytu łąki zauważamy poruszający się pojazd, wdrapując się wyżej poznajemy samochód - Straż Graniczna. Po głowie chodzi tylko jedno pytanie Polska czy Ukraińska? (nie mamy paszportów)

  • 9. uff.. Polska...jedziemy dalej. Po krótkiej obserwacji odjeżdżają znikając w lesie. Docieramy do żwirowej drogi, którą podążamy na południe. 

  • 10. Po 6 km rower nie wytrzymuje unoszącego się napięcia i mimo umiejętności z przed kilku lat nie mogę mu pomóc. Od tej chwili pełni on funkcje hulajnogi. Po 7 km pozostawiamy rower i wspomnianą hulajnogę za przy drożnym drzewem i rozpoczynamy pieszą przeprawę, głównie z powodu zmiennego terenu - wchodzimy w las.

  • 11. Mijamy niemal niewidoczne ruiny jakiegoś dworku. Właściwie to nawet ciężko ich się dopatrzeć, ale krążą po głowie myśli jak tu się kiedyś musiało żyć? Odpowiadając sobie na to pytanie pozostaje tylko wsłuchać się w ciszę panującą dookoła. Idziemy. Kolejne powalone i przełamane drzewa. Wiele z nich po prostu ze starości chyli się ku swojemu końcowi. Malownicze polanki, załomy pagórków, wszędzie wijące się wody malutkiego tutaj Sanu czy też jego malutkich dopływów. No i ta ciągła świadomość, że cały czas oddalamy się od parkingu, który i tak od najbliższej cywilizacji jest mocno oddalony...

  • 12. Idziemy lasem, coraz więcej śniegu. Rozglądając się na boki zauważam ślady, początkowo zadowolony z obecności innych turystów. Podchodząc do wyznaczonego śladami szlaku - już wiem że nie jesteśmy tutaj sami. Chwila przemyśleń, spojrzenie w oczy, powtórzenie "przysięgi małżeńskiej", jestem zdeterminowany, idziemy dalej - jakby czujniej rozglądając się na boki szukając gospodarza tego terenu.

  • 13. Po 9 km dochodzimy do pochodzącego z końca XIX wieku grobu Klary i Franciszka Stroińskich - niegdyś tutejszych właścicieli ziemskich. Z tego co mi wiadomo wspomniany wcześniej dworek też był ich własnością.

  • 14. Po 2,5 godzinach podróży rowerowo-pieszej docieramy na polanę z której doskonale widać tętniącą życiem miejscowość Sianki po Ukraińskiej stronie. Przed II wojną światową wieś była znanym ośrodkiem narciarskim. Działały tu trzy schroniska turystyczne, kilka domów letniskowych, liczne pensjonaty i restauracje. Znajdowała się tu również skocznia narciarska oraz tor saneczkowy. Pod koniec lat trzydziestych Sianki liczyły 1500 mieszkańców. Po roku 1951 wieś została formalnie podzielona między Polskę a radziecką Ukrainę zgodnie z wijącym się Sanem. Polska część została odcięta od dróg dojazdowych i późniejszych mediów co spowodowało wyludnienie tej części osady. W tym miejscu łapiemy zasięg Ukraińskiej sieci, wysyłając pierwszy sygnał o naszym istnieniu. Patrząc na zegarek w telefonie musimy znacznie przyśpieszyć aby zdążyć przed zachodem słońca. Po chwili przemyśleń wpadam na pomysł iż zegarek musiał się sam przestawić zgodnie z panującą strefą czasową. Ufff.. godzina w zapasie.

  • 15. Mija 20 minut i wyłania się na niewielkiej polance słupek graniczny. Najpierw ten biało-czerwony, później ten żółto-niebieski. Pomiędzy nimi krzyż, a 10 metrów poniżej, spod niewielkiego kamienia leniwie, a nawet ledwo widocznie wypływa z ziemi woda. Po 443 km swojego biegu jako już duża rzeka, szósta co do długości rzeka Polski połączy swe wody z wodami Wisły.

  • 16. Z tej kałuży za mną swoją graniczną drogę wyznacza San, jest to jednocześnie jeden z najbardziej wysuniętych punktów na południe Polski. Wszystko co wokół mnie to Ukraina do Polski prowadzi tylko wąska ścieżka.

  • 17. Wg. informacji znalezionych na Ukraińskich mapach miejsce w terenie oznaczone jako źródło Sanu to źródło pierwszego lewego dopływu Sanu. Właściwe źródło znajduje się około 200-400 metrów dalej w kierunku pd-zach, na terenie Ukrainy, około 30-50 m od granicy. Aby dotrzeć legalnie do tego miejsca od strony ukraińskiej musiałbym przebyć drogę około 160 km kierując się przez granicę w Krościenku. Ze względu na przepisy graniczne nie ma możliwości legalnego dojścia do tamtego miejsca, co ciekawe tereny te od strony ukraińskiej są niedostępne i zabronione do wędrówek. Dlaczego? Czyżby wraz z wyznaczeniem nowego źródła rzeki San należałoby wyznaczyć inaczej granice?

  • 18. Wracamy podobną drogą, korzystając z wcześniej pozostawionych śladów i skórek pomarańczy leżących między drzewami. Po 16 km odnajdujemy pozostawione w lesie rowery i korzystając z dłuższej gałęzi wracamy na "sztywnym holu" w kierunku cywilizacji. Po prawie 23 km, 4h06m (nie licząc przerw) - łącznie 5h20m docieramy na parking w Bukowcu. Pozdrawiam i zachęcam do wyprawy.
 
 

Opracował: Sebastian Syldatk